Najgłębszy potencjał rapé ma szanse ujawnić się dopiero w spotkaniu z medytacją. Pomiędzy medytacją i medycyną zanika wtedy granica. Świadomość przepływu energii przez ciało na poziomie kundalini i meridianów, które są naszym duchowym układem krwionośnym, odblokowuje subtelne zatory w ciele, które w istocie są zablokowanymi emocjami, i uwalnia energię przez bramy energetyczne naszego ciała czyli stopy, opuszki palców i czubek głowy. Uzmysławia to jak płynna jest granica pomiędzy ciałem a umysłem.
Wejście w bolesną prawdę chwili obecnej z pełną akceptacją rozpuszcza skorupę „ja” i automatycznie wymywa z „ciałoumysłu” wszystko to czym nie jest i co mu nie służy. Dla mnie jest to swego rodzaju vipassana osiągana w trybie ekspresowym. Obserwując w swoim ciele subtelnym doznania uwypuklone przez przepływ energii, i nie reagując na nie chceniem lub ucieczką zachodzi uwolnienie od ścisku spowodowanego utożsamianiem się z ego i jego produktami (myślami i emocjami), i pokazuje, że naszą prawdziwą naturą jest świadoma, pełna współczucia i ponadosobowa obecność.
Jednak nie ma co się oszukiwać, do wykorzystania w pełni tego synergicznego potencjału medytacji i medycyny niezbędne jest silne samadhi, czyli stabilna, spokojna i nakierowana na obiekt medytacyjny uwaga. Można też powiedzieć, że gdy jest ona głęboka, dualizm podmiotu i przedmiotu rozpuszcza się, i vipassana przechodzi w zen, czyli w doświadczenie czystego nieba świadomości, na tle którego cała konstrukcja osobowości jest doświadczana jako niestała i przemijająca jak chmury. Zostaje tylko Miłująca Obecność, bezkresna i ogarniająca w swoim sercu wszystko jak niebo. Obecność, która jest wolna od wszelkich pragnień i awersji, bo wszystkie one są tylko syzyfowymi próbami poczucia tego, co jest już obecne w tym Królestwie Błogiej Obecności.
Rapé pozwala nam wejść w prawdę o sobie. A ona wtedy otula nas swoimi korzeniami, jak korzenie „Drzewa Matki” – Samaumy (widocznej na zdjęciu). Jednak ich uścisk potrafi być bolesny, ale tylko wtedy, gdy ściskamy się w sobie. Puszczenie się korzeni „ja” uwalnia od bólu i odkrywa to, kim jesteśmy naprawdę. Jesteśmy wtedy połączeni z całym wymiarem życia jak Drzewo Matka, które jest połączone korzeniami z całą dżunglą.