To nie jest gospodarstwo agroturystyczne, ośrodek spa, wioska hippisów czy pokazowa osada plemienna dla turystów. To ośrodek ludu Shipibo „Inca Shipibo”, w której prowadzone są m.in. 3-tygodniowe diety uzdrawiajace ciało, umysł i serce.

Obok najpotężniejszej medycyny dżungli czyli ayahuaski, głównym elementem diety jest specjalnie dobrana roślina (niepsychoaktywna) z grupy tzw. „master plants”, ktorych jest ponad 30, oraz różne restrykcje żywieniowe i społeczne (brak cukrów, soli i ograniczenie rozmów).

Curandero jest Matilda, której nauki przekazała babcia (zmarła rok temu w wieku 96 lat), a podczas ceremonii pomaga jej partner Francesco i dzieci Sara oraz Teddy. Jednak ogromne serce w pracę wkłada kilka innych osób z rodziny, gotując, donosząc chętnym jedzenie w pocie czoła pod górę do tambo czy piorąc w rzece pewnie nie raz zaszczane prześcieradła.

Nikt tu nie jest filozofem i nie porozmawiasz z nim o czakrach czy niedualnej naturze bytu, ale każdy szczerze jest ciekaw czy czujesz się dziś dobrze – bo to jest prawdziwy miernik uzdrowienia.

Icaros, które śpiewają podczas ceremonii to prawdziwy majstersztyk i moc sama w sobie, a podczas ceremonii otwierają wrota do serca i wypraszają z niego wszystkie demony, a mówiąc bardziej racjonalnie – stłumione emocje i uczucia czy bardziej buddyjsko – splamienia (kilesy). Razem z rośliną i głęboką uważnością icaros działają jak skaner, który lokalizuje najbardziej sprytne kanalie i doprowadza do ewakuacji wszystkimi możliwymi otworami ciała, filtrując przez prawdę serca. Pomagają mi dotrzeć do rdzenia mojej prawdziwej natury i przyczyny problemów, uświadamiając, a raczej dosadniej przypominając o jedności ciała i umysłu.

Pieśń „icaro” jest Śwìetą Medycyną Dżungli Amazońskiej. Przekazywana z pokolenia na pokolenie od niepamiętnych czasów niesie niewysłowioną moc mądrości przodków. Wibruje w każdej komórce, wiruje wokół każdej czakry, faluje w ciele zacierając jego granice, figlarnie tańczy w sercu rozpraszając w nim mrok jak słońce w środku nocy. W połączeniu z ayahyascą icaro jest duchową nawigacją po nieskończonych ścieżkach nieświadomości. Głaszcze, otula, oświetla drogę, oczyszcza niebo, by następnie przynieść oczyszczającą burzę z piorunami. Taka pieśń zostaje już w sercu na zawsze, i nawet bez ayahuasci przywołuje nastrój podróży do wewnętrznych światów i ponadczasowej prawdy. Maestra Matilda jest tylko instrumentem, przez który śpiewa Pacha Mama. Dźwięk jest wszystkim, rzeczywistość jest wibracją wiecznie brzmiącej pieśni.

Mieszkam sam w tambo (chatka z moskitierą i strzechą bez ścian i okien) na skraju osady na przeciwko drzewa, na którym czarno-żółte Oropendole wieczorem wydają kosmiczne odgłosy ze zwisających jak kokosy gniazd. Po brzmieniach dżungli można żyć tu bez zegarka, gdyż muzyczna cykliczność po kilku dniach staje się kompasem jak hejnał z Wieży Mariackiej.

Nocny śpiew owadów przywraca mnie do najbardziej pierwotnej wibracji i otula niczym ramiona Odwiecznej Matki Natury. Taka noc jest pełna światła, które przenika moje subtelne ciało. Umysł zanika, świadomość staje się sercem, a ciało duchem dżungli. Małpy, tarantule i węże się budzą, a ja zasypiam jak dziecko dżungli, wolne od sztucznych potrzeb miejskiej hieny.

To był trudny czas, ale tylko wchodząc w swój mrok można odkryć, że jest się światłem oraz zobaczyć kim jest się naprawdę tutaj i teraz oraz ponad granicami życia i śmierci.